sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 3

Ustaliliśmy z Lucienem "godziny pracy", on zajmował się swoimi sprawami w czasie, kiedy ja pracowałam. Każdy dzień wyglądał ta samo: wstawałam, ubierałam się, szłam do pracy,wracałam do domu wieczorem, gdzie czekał na mnie Lucyfer.  Razem ze mną, w szwalni pracowała dziewczyna o imieniu Katherine. Zaprzyjaźniłyśmy się, pracowałyśmy ze sobą ponad rok. Mogłam jej zaufać we wszystkim. Często przychodziła do mojego domu. Przedstawiłam jej nawet mojego narzeczonego. W jej towarzystwie czułam się zupełnie normalnie. Pewnego dnia nie przyszła do pracy. Postanowiłam odwiedzić ją i sprawdzić czy wszystko w porządku.
Gdy weszłam do jej mieszkania, podszedł do mnie Thomas, jej mąż.
- Tom,czy coś się stało?- spytałam, widząc jego minę.
- Kathy..ona..- zaczął- Ona jest chora- dokończył.
- Co? Ale to nic poważnego, tak?
- Chodź, porozmawiaj z nią.- powiedział i zaprowadził do pokoju, w którym leżała.
Wyglądała okropnie, miała sińce pod oczami i widać było, że jest wyczerpana.
- Nie, nie podchodź. Zarazisz się - wyszeptała.
- W porządku. To nic.- odpowiedziałam. Nie mogła wiedzieć, zenie mogę się zarazić.
Dowiedziałam się, ze zostało jej najwyżej parę miesięcy.
Chciała jednak wykorzystać te chwile, które jej zostały jak najlepiej, niestety, jako kobieta, nie miała wielu możliwości. Mimo wszystko co dzień była uśmiechnięta, z chęcią pomagała innym, w takim stopniu w jakim mogła, gdyż nie wychodziła z budynku. Podziwiałam ją za to. Spytałam Luciena czy może jej jakoś pomóc. Niestety nie mógł. Kathy zmarła w grudniu 1899 roku. Nie miała wielu przyjaciół, więc na pogrzebie byłam tylko ja, jej mąż, matka i siostra. Ceremonia była skromna. Śmierć przyjaciółki załamała mnie. Nie mogłam dojść do siebie.
- Zgon śmiertelnika nie powinien wywoływać u ciebie takich emocji- powiedział Lucyfer głosem wypranym z emocji, gdy wróciliśmy do domu.
Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam.
-Mam się nie przejmować odejściem jednej z bliskich mi osób?! Jak możesz mówić coś takiego??- krzyknęłam wstając z kanapy, na której siedziałam.
- Nie wiem, czemu jesteś taka zaskoczona. Jestem Diabłem. Spodziewałaś się, że zacznę za nią płakać?!- warknął, również się podnosząc.
- Nie.Spodziewałam się jednak, że dasz mi czas, aby się z tym pogodzić.- oznajmiłam. Cały smutek i żal po stracie Katherine minął, teraz była jedynie złość. Byłam zła, że musiało spotkać to akurat mnie, powinnam umrzeć już dawno. Nie powinnam spotkać Kathy i teraz cierpieć. Dlaczego musiał wybrać mnie?? To pytanie nie dawało mi spokoju już od bardzo dawna.
- Nie wybrałem cię. Byłaś mi przeznaczona. Musiałem jedynie czekać, aż się narodzisz.
Usiadłam z powrotem. W mojej głowie aż kłębiło się od natłoku emocji, myśli, pytań. Patrzyłam w jeden punkt, próbując wszystko poukładać. Nawet nie zauważyłam, że Lucien zniknął. Choć przyszło mi to z niemałym oporem, zgodziłam się z nim. Czego ja oczekiwałam?? Że nagle upadły anioł będzie jednym z najmilszych stworzeń na tej planecie? Musisz się z tym pogodzić.Zaakceptuj go takim jakim jest. Mówił głos w mojej głowie. Ale ja nie chciałam. Bałam się, że mnie zmieni. Przyszło mi nawet do głowy, że to ja zmienię jego. Choć odrobinę. Od razu odpędziłam od siebie taką myśl. Kim ja byłam, żeby zmieniać Szatana? Jego przyszłą żoną. Znów wtrącił głos. 53 lata temu, gdybyś ktoś mi o tym powiedział, nie uwierzyłabym w to. A teraz? Mam już za sobą wizytę w Piekle. Więc..wszystko jest możliwe. Miałam oczywiście na uwadze, że ja też się zmienię. Już byłam inna niż na początku. Nie przywiązywałam do tego zbytniej uwagi. Położyłam się spać z myślą, że jestem zdolna do wszystkiego.
Następnego ranka wstałam z dość dobrym humorem, lecz to się zmieniło, gdy przypomniałam sobie o wczorajszym dniu. Musiałam iść do pracy, choć nie miałam na to najmniejszej ochoty. Usiadłam na swoim miejscu i spojrzałam w prawo, powinna tam siedzieć Katherine, lecz nie było jej. I już nigdy nie będzie. Przestań się użalać, Véronique. Rozkazałam sobie. Dzień minął niesamowicie szybko. Nie byłam jeszcze gotowa na spotkanie z Lucyferem, więc po prostu przygotowałam sobie posiłek i spędziłam zwyczajny dzień.
*************************************************
Jest rozdział 3. Starałam się rozwinąć watek. Mam nadzieję, ze wyszło nie źle. Pozdrawiam i Udanego Sylwestra :*

15 komentarzy:

  1. Nieśmiertelność jest przekleństwem. Najgorsze, co może nas spotkać to obserwowanie tego, jak odchodzą najbliżsi. Nic dziwnego, że Veronique była załamana. Oczekiwała wsparcia od Lucyfera, ale czego można oczekiwać od Diabła?
    Zastanawia mnie, dlaczego była mu przeznaczona...
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Panią na górze.
    Ale Lucien też strasznie gwałtownie zareagował na jej słowa, myślę że powinien bardziej się przejąć stanem swojej wybranki...
    Zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, z każdym rozdziałem coraz lepiej :) dłużej i spokojniej. Jest nieźle, jak na początki.
    Zapraszam do mnie ;o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Będę dalej pracowała nad tym, żeby opowiadanie było dłuższe i spokojniejsze. Dzięki za opinię ;)

      Usuń
  4. Napiszę to co ostatnim razem. Niestety opowiadanie mnie nie wciągło. Postaraj się coś dodać. Coś co by wzbudzało w czytelniku ciekawość :)
    Szczęśliwego Nowego Roku!

    Byłoby miło gdybys zajrzała i pozostawiła szczery komentarz:http://melodie-serc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za szczerą opinię (; Spróbuję dodać coś co bardziej zaciekawi czytelnika.

      Usuń
  5. Wszystko fajnie, ale zanim zdąży się człowiek wciągnąć w opowiadanie, zupełnie znienacka pojawia się koniec rozdziału. Skoro skracasz każde wydarzenia, tak jakby Veronique opowiadała, to dodaj jeszcze jakieś inne. Albo mogłaś dłużej opisać jej znajomość z dziewczyną z pracy. Dobra nie narzekam sama mam problemy z długościami rozdziałów, po prostu jak czytelnik opisuje swoje wrażenie, żeby ci jakoś pomóc xD
    Ogólnie do tekstu nie mam żadnych zastrzeżeń: piszesz ładnie, ciekawie, bez błędów. Fabuła też super- nasuwa się parę pytań. Dobrze, że opowieść jest tajemnicza :)
    Jejku, jak ja bym miała takie genialne pomysły, jak ty..ah xD
    Czekam na następny i zapraszam do komentowania u mnie:
    http://how-to-say-i-am-sorry.blogspot.com/
    http://scorose-our-senior-year.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się bardziej opisywać wątki. Dzięki za opinię (;

      Usuń
  6. Pomysł na opowiadanie masz naprawdę ciekawy ;) Chyba nawet kiedyś widziałam szablon, który idealnie pasowałby do treści, tylko nie pamiętam gdzie... Styl pisania też masz bardzo dobry, ale w sumie faktycznie chyba odrobinę za szybko kończysz, jednak nie jest to jakoś wyjątkowo dokuczliwe.

    Pozdrawiam
    ~Arcanam~ http://pierwszylowca.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki (; Cały czas pracuję nad długością rozdziałów.

      Usuń
  7. Nie jest łatwe być ukochaną Diabła. Nie dziwię jej się, że ma w głowie wiele pytań bez odpowiedzi i potrzebuje choć trochę zrozumienia w cierpieniu. Strata przyjaciółki na pewno była dla niej czymś strasznym, a on nie potrafił tego zrozumieć.
    Jestem strasznie ciekawa jak potoczy się dalej opowiadanie;) Powiadom mnie o następnym rozdziale i dziękuję za powiadomienie o tym;)

    Zapraszam też do siebie na 31 rozdział;) Chyba, że nie nadrobiłaś, albo jesteś w trakcie, to nie oczekuję komentarza;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że cię powiadomie (; Jeszcze nie nadrobiłam wszystkiego, ale jestem w trakcie.

      Usuń
    2. Bardzo się cieszę;) I dziękuję;)

      Usuń
  8. Ach, pędzisz z tym wszystkim jak nie wiem. Zastanawiałaś się, ile to będzie miało odcinków? Bo jak tak dalej pójdzie, to szybko się skończy :c A ja nie chcę, by się szybko kończyło, bo jest świetne!! Ach, przeznaczenie to ogromna siła. Trochę to musiało być wkurzające, że Lucyferek musiał aż tyle czekać na swą wybrankę, co? :D Oby tylko się opłacało xD
    PS. Proszę cię, zlikwiduj ten kod przy dodawaniu komentarzy ;c xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Zastanawia mnie, po co Luckowi żona..? Bo w sumie, to ani dziedziców nie potrzebuje, ani też nie widzę go w roli ojca, przewijającego małe diablęta i spiewającego im do snu...Chyba, że mu się po prostu zrobiło smutno, i zapragnął końca samotności..:P mam nadzieję, że to zostanie wyjaśnione jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń